Ostatnimi czasy wzięło mnie na wspomnienia i takie oto rzeczy "wypłynęły" z mojej podświadomości.
Kolejna podróż do Polski , kolejne kolonie, kolejna grupa znajomych albo i nie :) Kupe: Ja , mama + 2 dziewczyny, w którymś z przedziałów "kolejna mama" ;) która często odwiedzała znajomych którzy jadą kilka wagonów dalej. No i kolejny raz sobie poszła do nich, w między czasie była stacja, planowany czas postoju 30 min , wszyscy zadowoleni - można wreszcie rozprostować nogi ( i kupić coś co jest koniecznie (nie)potrzebne :)) - mija 30 , 40 ,50 ....... chyba z 2 godziny staliśmy, nikt nic nie wie - " Czekamy" - odpowiedź prowadnicy. Ruszyliśmy ... no i dobrze, każdy już o tym zapomniał, no i wraca ta "kolejna mama" od swoich znajomych i opowiada dlaczego tak długo staliśmy, otóż jakiś dowcipniś zadzwonił i powiedział że, w takim i takim pociągu, w takim i takim wagonie jest bomba ( akurat tam przybywała ta "kolejna mama" ) - wiadomo sprawdzanie, nerwy, stres, no ale na szczęście tylko fałszywy alarm.
Rozeszliśmy się po przedziałach pełni emocji po tej informacji ;) a jakże - w końcu dzieciaki. Leży nasza czwórka ( ciemno bo to już noc ) i nagle jedna z dziewczyn krzyczy: "Bomba!!!!!" i wyskakuje z "łóżka". Jak się okazało dziewczyna z góry ( czyli z górnej kuszetki ) niefortunnie powiesiła swoje czarne skarpetki , które się ześliznęły i spadły prosto na poduszkę niżej leżącej, pech chciał że ta niżej leżąca dziewczyna akurat patrzyła do góry jak owe skarpetki zbliżają się ku jej głowie, a że były czarne a historia o bombie jeszcze się nie ulotniła z jej głowy - stwierdziła że jest zagrożona zbliżającą się bombą :)
owszem bomba to była - ale raczej zapachowa :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz